Forum o Pingwinach z Madagaskaru
-Wow, fajnie! - krzyknęłam.
Jakże byłam wdzięczna Kowalskiemu, że nam pomógł... Już dobrze wiem jak...
Mimo to chciałam wrócić do mojego świata.
-Angie, długo będziesz wisiała? - zapytałam sarkastycznie.
Angie spojrzała na mnie ze zdenerwowaniem.
-No dobrze... - powiedziałam i rzuciłam jej scyzoryk (zabezpieczony, oczywiście).
Moja nowa przyjaciółka zręcznie go złapała i odcięła linę. Z hukiem spadła na podłogę.
Offline
Pani Kowalska
- Aua !! - pisnęłam, po czym powoli się podniosłam, chwytając za plecy.
Bolał mnie cały kręgosłup, pupa, a co najgorsze głowa.
Usiadłam ostrożnie i złapałam się za tył czaszki.
- Mogłaś to zrobić bardziej delikatnie - stwierdziłam, starając się nie skrzywić.
Musiałam być twarda, ale bycie hardą kłóciło się z moją słodko - niewinną osobowością...
Wiedziałam, że przeżycie w oddziale będzie dla mnie trudną sprawą.
Ostatnio edytowany przez Angie Kowalski (2013-04-04 16:00:47)
Offline
-Mogłam, ale nie musiałam - odpowiedziałam Angie.
-Zresztą to ty odcięłaś sobie linę. Trzeba było wziąć przykład ze mnie - dodałam.
Próbowałam być miła, lecz wredność i sarkazm były bezdyskusyjnie wpisane w moją osobowość i cechy charakteru...
Offline
Pani Kowalska
Spojrzałam na Naukowca kątem oka i uśmiechnęłam się lekko.
W rzeczywistości był jeszcze słodszy i bardziej uroczy, niż przed telewizorem.
Miałam ochotę westchnąć, ale doskonale wiedziałam, że to nie będzie na miejscu.
Stałam więc dość niepewnie obok mojego idola i chłonęłam całą sobą niesamowitość tej chwili...
Chwili na którą czekałam całe swe życie...
Offline
Fajnie, że nas przyjęli i kupili tą bajeczkę z dowództwem Założę się, że w tym dowództwie nawet nie wiedzą, kim jesteśmy...
Angie z fascynacją gapiła się na Kowalskiego.
Ja natomiast oczekiwałam reakcji Skippera...
Offline
Gość
Naukowiec niepewnie wyciągnął skrzydło w kierunku zielonookiej szatynki. - Miło cię poznać, mam nadzieję że zostaniemy dobrymi przyjaciółmi - powiedział, czerwieniąc się delikatnie.
Pani Kowalska
Spojrzałam na wyciągnięte w moim kierunku skrzydełko i spaliłam największego w swym życiu buraka.
Ostrożnie ujęłam opierzoną wersję ludzkiej dłoni i delikatnie się uśmiechnęłam.
- M...m...mi ciebie też miło poznać i również mam taką nadzieję - odpowiedziałam nieśmiało spuszczając wzrok - Kowalski to twoje nazwisko, prawda ? Zawsze, znaczy odkąd wiedziałam, że będę z tobą pracowała, byłam ciekawa jakie jest twoje imię, skoro tak skrzętnie je ukrywasz... - dodałam i nerwowo potarłam skrzydełka.
Było mi gorąco, a przed oczyma miałam mroczki.
Wiedziałam jednak, że teraz nie mogę się wycofać.
Offline
Gość
Kowalski poczerwieniał jeszcze bardziej. - Uważam, że to nieistotne - odparł, automatycznie puszczając skrzydło Angeliki. Tylko nieliczni znali jego prawdziwe imię, które on sam uważał za powód do wstydu.
Pani Kowalska
- R...rozumiem - bąknęłam, nie chcąc dłużej męczyć już wyraźnie onieśmielonego chłopaka - Czyli będę ci pomagać w laboratorium, tak ? - zapytałam po sekundzie, gdy zdałam sobie sprawę z czym wiążą się moje nowe obowiązki.
Offline
Zaczęło mi się powoli nudzić.
Wyciągnęłam telefon i spróbowałam zadzwonić.
-Brak zasięgu - tyle usłyszałam, zanim się wyładował.
-Emm... Nie chcę przerywać, ale czy mogę sobie naładować gdzieś telefon? - zapytałam rozglądając się za gniazdkiem.
Offline
Gość
- Mogę pożyczyć ci swoją - odparł. - Znajdziesz ją nad biurkiem, wąska półka po lewej - tu zatrzymał się na chwilę i zwrócił do zielonookiej. - Angeliko, czy miała byś coś przeciwko, gdybym oprowadził cię po zoo ?
Pani Kowalska
- J...ja ?! - spytałam, szeroko rozdziawiając dziobek.
Wiem, że to nie przystoi damie, ale wprost nie mogłam się opanować.
Kowalski zszokował mnie swoimi słowami...
- Jasne, że nie ! - odparłam po chwili, nie chcąc urazić uroczego chłopaka.
Ostatnio edytowany przez Angie Kowalski (2013-04-04 16:43:50)
Offline
Jeszcze chwilę przyglądałam się Angie i Kowalskiemu, którzy najwyraźniej byli sobą zauroczeni.
W końcu podeszłam do biurka. Znalazłam gniazdko i wetknęłam ładowarkę i podłączyłam telefon.
Wyjęłam z półki telefon Kowalskiego. Był to model ciut starszy od mojego, ale mniejsza.
Wbiłam numer koleżanki i zadzwoniłam. Niestety, usłyszałam to samo, co w moim...
BRAK ZASIĘGU? No ludzie, to nie średniowiecze... Zasięg powinien być wszędzie!
A może nie ma zasięgu między innymi wymiarami? Tak, to z pewnością jest moja odpowiedź.
Ale... Przecież portal społecznościowy nie wymaga zasięgu. Działa bez względu na wszystko.
Już po kilku sekundach zalogowałam się na portal.
Pisałam i pisałam... Aż skrzydła zaczęły mi drętwieć...
Lecz już po kilku minutach wyłączył mi się internet.
Do tego przyszedł sms na komórkę Kowalskiego o braku środków na koncie...
Ale się porobiło...
Offline
Lirimaer
-Super-mruknęłam pod nosem. Tak czy siak, muszę wejść sama, chociaż nie sądzę by Skipper uwierzył, że choć jestem z Hoboken nie jestem zła... Spojrzałam na swoją czarną, nieprzemakalną pelerynę. Chętnie bym ją zdjęła, ale bałam się że mogę przestraszyć Szeregowego... Jeśli się było dobrym, życie w Hoboken nie było proste. Pelerynę nosiłam właśnie dlatego, żeby nie przestraszyć potencjalnych nowych znajomych... Na piersi miałam długą szramę po ranie zadanej nożem, na skrzydle cztery czerwone kropki - ślad po ugryzieniu węża. Poza tym na ciele widniało dużo małych ranek, niektóre nawet nie były do końca zagojone. Nie. Nie mogę im pokazać tych szram... Delikatnie odsunęłam miskę zakrywającą właz. Nie zamierzałam jednak wchodzić do środka. Pochyliłam głowę i wsunęłam ją do bazy. -Przepraszam...-powiedziałam cichutko.-Jestem tu nowa, dopiero przyjechałam...-nie skończyłam. Ktoś pociągnął mnie do środka, po chwili zawisłam głową w dół.W ostatniej chwili złapałam pelerynę tak, żeby nie opadła. Zobaczyłam przed sobą bazę moich ulubieńców, chociaż do góry nogami. Przede mną stali Skipper, Rico i Szeregowy. Kowalskiego nigdzie nie było... Nagle linka trzymająca mnie za płetwy pękła (widocznie pod ciężarem torby, którą nadal miałam na ramieniu) i spadłam na podłogę. Od razu się podniosłam, unosząc skrzydła do góry.
Offline
Gość
-Cywil! Intruz! Likwidacja!
Ile tych nowych? Nie wierzyłem dziewczynom. Podszedłem do nich z pistoletem.
-Mówcie to, co wiecie, a tego, czego nie wiecie, też nam powiedzcie.
Po czym dałem Kowalskiemu w ryj za spoufalanie się.