Forum o Pingwinach z Madagaskaru
Lirimaer
Uśmiechnęłam się.
-To dobrze. Trzeba się kopsnąć do apteki... Jedzenie odpierają o siódmej rano. Mamy jeszcze... -zerknęłam na zegar -trzy godziny. Więc ja teraz śmigam po te leki, potem biorę się za miny, potem zwijamy zatrute skrzynie. Bułka z margaryną... -ziewnęłam potężnie, odgarniając włosy z twarzy. Podeszłam do włazu. -Apteka jest jakieś dwa kilometry stąd, więc wrócę za niecałe dwie minuty. Narka! -śmignęłam na zewnątrz i przeskoczyłam przez barierkę. Wykorzystałam moją specjalną zdolność - zmieniłam się w psa (wilczarza irlandzkiego) i z miejsca rozwinęłam największą prędkość. A że wilczarze irlandzkie potrafią pędzić naprawdę szybko, naprawdę wrócę do bazy za dwie minuty. Może nawet za jedną i pół minuty.
Offline
Miney pobiegła do apteki po leki. Całkiem miło z jej strony...
Cóż, tak to jest. Gdy najmniej potrzeba, ja się rozchoruję. I to nie to, że zmyślam sobie choroby z braku czasu, tylko zadobrej odporności nie mam. A wszystko przez nadopiekuńczych rodziców.
Bo kto, jak nie oni wpadliby na pomysł, bym chodziła w okularach, pomimo iż ich nie za bardzo potrzebowałam -1 to nie jest aż taka wada...
Rodzice, dom, niezbyt tęsknię, ale czuję, że tutaj nie jest moje miejsce tylko tam - w domu...
I jeszcze jestem chora... Czy może być gorzej?
Offline
Pani Kowalska
Westchnęłam cicho i i wyskrobałam z szafy szprotkę w puszcze.
- Ktoś ma ochotę na kolacje ? - zapytałam, chcąc się na cokolwiek przydać.
Offline
Pani Kowalska
- To może, któryś z was ? - pomachałam rybą w kierunku drużyny Komandosów, jednak również oni nie mieli ochoty na posiłek.
Zrezygnowana sięgnęłam po widelec i zaczęłam sama pożywiać się rybnym daniem.
Offline
Naprawdę byłam głodna. Ale ryby nie za bardzo chciałam jeść.
Poczułam, że mi niedobrze. W szybkim tempie, jak na osobę z gorączką pobiegłam do WC (trafiłam instynktownie).
Nie minęło kilka sekund, a już klęczałam nad kiblem i rzygałam.
Eh... Wiedziałam, że nie powinnam jeść tej obrzydliwej sałatki z majonezem. Chyba był popsuty, a jajka nieświeże. Tak to jest, gdy się je zepsute rzeczy...
Gdy myślałam, że już skończyłam, to nadeszła kolejna tura.
Chyba reszta śniadania... I wszystko, co zjadam od rana, do teraz.
Nie mam pojęcia, czy siedzieć tu dalej na wszelki wypadek, czy wracać na pryczę... Ale chyba to drugie...
Wstałam i podeszłam do umywalki. Umyłam twarz. Spojrzałam w lustro. Makijaż się jeszcze trzymał, ale moje potargane włosy mogły pozostawić wiele do życzenia. Ponadto oczy mi się błyszczały. Postanowiłam wreszcie się położyć.
Z trudem doszłam do drzwi. Wyszłam po wielkim siłowaniu się z klamką. Chodzenie było dla mnie bardzo trudne i wyczerpujące, zwłaszcza że zaczęłam gorzej widzieć.
W końcu położyłam się. Dopiero teraz odczułam, że tak źle się czuję, a pewnie mam już ponad 39 stopni...
Jeżeli Miney szybko nie wróci, będzie naprawdę niedobrze.
Offline
Pani Kowalska
Zjadłam moją sałatkę rybną i niepewnie zerknęłam w kierunku Wioletty.
Nie wyglądała za dobrze. Poza tym niebezpieczeństwo zarażenia się wzrastało z każdą sekundą.
I jakby tego było mało nagle Komandosi się gdzieś rozpłynęli.
- Wiola widziałaś chłopaków ? - spytałam widocznie przejęta - Gdzie oni się szwendają o tej porze ?!
Offline
-Eee, nie wiem... Może... Walczą z Bulgotem? Nie wiem... Nie wiem, czy Miney wróci... Sporo czasu minęło... A jeśli coś jej się stało? - powiedziałam.
Jej, oby wróciła... Ale ze mną jest coraz gorzej.
Zmierzyłam temperaturę.
39.6... Nie ma na co czekać.
-Angie, znasz się trochę na chemii? - zapytałam.
Offline
Lirimaer
Śmignęłam przez trawnik, trzymając w skrzydle reklamówkę z lekami. Zwinęłam, jakżeby inaczej. Nagle zamajaczyła mi przed oczami ciemna postać, którą trudno było pomylić z inną. Wielki osiłek na sterydach, patrzący mi prosto w oczy. Nie mogło być lepiej...
-Spływaj -warknęłam. Niby nie mógł mnie zrozumieć, ale sprawiło to że poczułam się pewniej. Nie miałam czasu na walkę... Skręciłam w lewo, tak żeby ukryć się pod wiatą przystanku autobusowego. Włączyłam piąty bieg, kierując się w stronę Zoo. Usłyszałam za sobą tupot ciężkich stóp...
(Wezmę X'a. I tak nikt go dotąd nie wziął ;P)
====================================================
Pędziłem ulicą za kolejnym pingwinem, trzymającym w skrzydle podejrzaną torbę. Jeśli go złapię, udowodnię mu kradzież. A wtedy cały świat mi uwierzy...
Wyjąłem w biegu pistolet na strzałki usypiające i strzeliłem. Bezbłędnie, hehe.
====================================================
-Auć. -stęknęłam, czując strzałkę wbijającą mi się w ramię. Głupstwo, dotrę do bazy zanim środek nasenny zacznie działać. Przyspieszyłam, tak że osiłek wyłożył się na kolejnym zakręcie.
-Hahahaha... -mruknęłam, docierając do bramy Zoo. Po chwili przeskakiwałam już przez barierkę wybiegu pingwinów.
-Hej! -krzyknęłam zeskakując na podłogę bazy. Położyłam na stole leki, ale już po chwili zrobiło mi się słabo... Szybko wyszarpnęłam z ramienia felerną strzałkę, ale musiałam oprzeć się o ścianę, żeby nie przewrócić się na ziemię...
Offline
Lirimaer
-Nie. S-s-s-spoko... -jęknęłam jąkając się. -O-o-o-ficer X. T-to tylko środek usy-usypiający, n-nic mi nie jest. - Wskazałam skrzydłem na torbę z lekami. -To wszystko m-masz z-z-zażyć. Teraz. -po czym plasnęłam na ziemię, osuwając się po ścianie. No ale za to Wiola ma leki...
Offline
Chwiejąc się podeszłam do stołu, na którym była torba pełna leków. Wzięłam ją na pryczę.
Po kolei wzięłam najróżniejsze leki, tak jak to robię w domu. Położyłam się.
Oczy mi się momentalnie zamknęły.
Offline
Lirimaer
-Ouu... -stęknęłam, podnosząc głowę. Środek nasenny nadal działał, ale za to mogłam już normalnie myśleć. Wiola zasnęła, może to i dobrze. Angie siedziała przy stole. Reklamówka z lekami leżała poza moim zasięgiem...
-Angie -powiedziałam, na szczęście bez jąkania się. -Możesz mi podać tę reklamówkę? Mam tam lek który zlikwiduje działanie środków usypiających...
Offline
Ta od MLP i Hetalii
-Ja podam!-powiedział Rico sięgając po reklamówkę i podając ją Minny.
Offline
Lirimaer
(Minny? Miney! Pisze się tak jak Miley, tylko że przez n )
-Dziękuję. -kaszlnęłam. Wyjęłam małą strzykawkę i wbiłam sobie skrzydło. -Ugh. -skrzywiłam się. Poczułam jednak, jak lek rozchodzi mi się po całym ciele. Uff, jest dobrze. Umysł mi się rozjaśnił. -Dobra. Szybka akcja. Ja lecę rozbroić tę durną bombę, Rico szuka reszty, Angie siedzi tu z Wiolą. Koniec przekazu. Enjoy. -po czym wypadłam z bazy, przy okazji łapiąc wykrywacz materiałów wybuchowych. Wiem że za szybko podejmuję decyzje (wyglądali jakby ich zamurowało), ale taka moja natura. Ech...
Offline