Forum o Pingwinach z Madagaskaru
-Już odzyskałaś siły? Mogę ci oddać już tą koronę? - pytał Kowalski stojąc nade mną.
-Kotku... N... No dobrze, niech ci będzie - odpowiedziałam, po czym przelewitowałam jego koronę do siebie, a mój naszyjnik do niego.
-Dobrze... Klejnoty, do mnie! - zawołałam, i wszyscy podeszli naprzeciwko Sombry.
Z klejnotów zaczęły strzelać promienie. Uniosłam się w górę. Strzeliły prosto w klejnot na koronie i już miałam strzelić w Sombrę, lecz on był szybszy.
Strzelił czarnym promieniem we mnie.
Natychmiast opadłam na ziemię, a tęczowy promień uderzył w pole siłowe, co było równoznaczne z jego przebiciem.
Ze zderzenia z ziemią nie mogłam wyjść cało. To byłoby za piękne...
Niewiele myśląc całą moc klejnotów skierowałam do mojej korony, która wytworzyła potężne pole siłowe... Tylko wokół mnie... reszta musi sobie poradzić.
Poczułam przenikliwy ból w lewym kopycie (w normalnym świecie powiedziałabym ręce).
-Kurde... Złamana... - jęknęłam i spojrzałam na kopyto.
-I to do tego w dwóch miejscach... Takie "szczęście " to tylko ja mam... - dodałam.
Ostatnią resztkę energii przekazałam na wzmocnienie pola siłowego... Przynajmniej mam gwarancję, że nikt jej nie przebije... Poza mną...
Zemdlałam... Z bólu i wyczerpania...
Offline
Lirimaer
-Super... -jęknęłam patrząc na Wiolę. Wytworzyła wokół siebie pole siłowe, które tylko ona mogła przebić... A sama zemdlała... Jeden klejnot mniej. Nagle usłyszałam nad nami dziwny, melodyjny krzyk. Spojrzałam w górę i uśmiechnęłam się.
==================================================
Spojrzałem w górę - nad nami unosił się duży, złocisto-czerwony ptak. Z czymś mi się kojarzył, ale nie wiedziałem z czym... Ptak krzyknął, a po chwili obok mnie rozległ się kolejny krzyk, może tylko mniej pewny. To Miney - patrzyła ptakowi prosto w oczy, a z jej gardła wydobywał się melodyjny dźwięk. Ptak odkrzyknął jej, po czym usiadł jej na ramieniu. Zakwilił, a intonacja głosu wskazała na to, że zadał Miney jakieś pytanie. Dziewczyna odpowiedziała mu długim, melodyjnym okrzykiem. Złocisty ptak przyłożył głowę do jej złamanego kopyta. Z jego czarnych oczy płynęły perliste łzy...
-Feniks! -zawołałem. Przed oczami przemknął mi ciąg skojarzeń z "Harry'ego Pottera i Komnaty Tajemnic". Rana Miney znikła, a na kopycie widniało już tylko kilka śladów zastygłej krwi.
-Zgadza się. -powiedziała dziewczyna uśmiechając się. -Pupilka Księżniczki Celestii - Filomina.
-Ale jak... Jak ty z nim rozmawiasz?
-Normalnie. Język feniksów jest prosty, wystarczy mieć wystarczająco melodyjny głos. -odparła, zdejmując z kopyta bandaż. Kość nie była już złamana, a skóra cała i nienaruszona. Miney jeszcze raz zakrzyknęła coś w języku feniksów, a ptak podleciał do Wioli i bez trudu przeleciał przez pole siłowe. -Na feniksy nie działa magia. Mogą bez trudu przelecieć przez barierę pola siłowego. Poprosiłam ją, żeby uleczyła ranę Wioli.
-To jedno mamy z głowy. Teraz.... AAUU!!! -wrzasnąłem, unosząc się w powietrze. Sombra powiesił mnie w powietrzu za nogi tak, że zwisałem głową w stronę ziemi. -Weź się opanuj! -krzyknąłem, strzelając w stronę Sombry czerwonym promieniem. -Masz kompleksy, czy co? Au! -Sombra przywalił mi w twarz leżącą obok kłodą. Poczułem krew w ustach, ogarnęła mnie wściekłość. Zacząłem miotać się jak szalony.
Offline
Powoli otworzyłam oczy. Lekko podniosłam głowę. Zobaczyłam Filominę - feniksa Celestii.
Spojrzałam na moje wcześniej złamane kopyto. Szybko zrozumiałam, że feniks wyleczył mnie.
-Dzięki - powiedziałam. Znałam język zwierząt, więc bez problemu się porozumiewałam.
Fiolmina popatrzyła na mnie, potem na resztę moich przyjaciół walczących z Sombrą.
-Aha, rozumiem. Leć stąd, zanim ci się coś stanie - odpowiedziałam.
Feniks usłuchał i odleciał.
Co za ulga... Nie będę musiała odpowiadać za ptaka Celestii. Mam dużo do pilnowania... Klejnoty, przyjaciele...
Trzeba im pomóc... Wstałam i poszłam prosto. Nie uszłam kroku, a natrafiłam na pole siłowe...
Przez nieuwagę wpadłam na nie...
Już sobie wszystko przypominam... Zanim zemdlałam wytworzyłam pole siłowe dzięki mocy Klejnotów, które mogę tylko ja przebić.
Strzeliłam fioletowym promieniem, lecz on zamiast przebić pole, odbił się od niego i trafił we mnie. Trochę mi się zakręciło w głowie... To akurat było zaklęcie na osłabienie pola... Lecz podziałało na mnie...
KOWALSKI!!! - krzyknęłam.
Spojrzał na mnie. Jakoś tak teraz był poza wydarzeniami...
-Co? - zapytał.
-Pomóż mi - odpowiedziałam.
-Tylko jak? - spytał.
-Pomóż mi złamać własne zaklęcie... Ja... Nie mogę... Przez przypadek strzeliłam w siebie promieniem, który miał osłabić pole, lecz zadziałał na mnie... - odparłam.
-Użyj Klejnotów, tak jak wcześniej. Wytworzyłaś nimi pole, to i nimi je zniszczysz - odpowiedział.
-Że też na to nie wpadłam... Dobra... Klejnot Magii, Klejnot Szczodrości, Klejnot Śmiechu, Klejnot Dobroci, Klejnot Lojalności, Klejnot Uczciwości... KLEJNOT UCZCIWOŚCI!!! SKIPPER!!! - krzyknęłam widząc wiszącego w powietrzu, miotającego się alicorna.
Sombra jedynie zaśmiał się.
-I z czego się ryjesz, co? Masz satysfakcję z tego? - zapytałam zdenerwowana.
Zamiast odpowiedzi usłyszałam jego demoniczny śmiech.
-I co teraz zrobimy? - zapytał Kowalski patrząc z przerażeniem na całą sytuację.
-Raczej TY - odparłam.
-Ja? - zapytał zdziwiony.
-Tak... Pomóż Skipperowi. Ja nie mogę... A potrzebuję go do złamania zaklęcia - odpowiedziałam.
-Dobrze... - jęknął.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Podszedłem na tyle blisko, by było bezpiecznie. Uniosłem głowę w górę i wycelowałem fioletowym promieniem w Szefa. Miałem zamiar powoli sprowadzić do na ziemię, lecz Sombra na to nie pozwolił. On także zaczął ciągnąć. W przeciwną stronę do mojej.
Odruchowo także pociągnąłem. Na tyle mocno, że udało mi się sprowadzić Szefa na ziemię. Choć nie miało to tak być... Zaliczył twarde lądowanie...
Offline
Lirimaer
-AŁA. -jęknąłem, spadając na ziemię. -Trochę to boli, wiesz? Ale nieważne... -podniosłem się szybko z ziemi, krzywiąc się z niesmakiem i plując krwią. W tym samym momencie z mojego Klejnotu trysnął pomarańczowy promień, i skierował się w stronę Wioli. To samo stało się z innymi Klejnotami - pole siłowe wokół Wioli zamigało i zniknęło. Dziewczyna poderwała się i pobiegła szybko przed Króla Sombrę. Wycelowała w niego rogiem, a jej korona zaiskrzyła.
==================================================
Popchnęłam Skippera i Kowalskiego w stronę Wioli.
-Idźcie! Musimy pokonać Sombrę! -Skipper chciał mi odpowiedzieć, ale gdy otworzył usta, na ziemię trysnęła krew.
-Au. Chya ne damy rady. On est a silny.
-Wcale nie! Idźcie! -zaparłam się nogami w ziemię, pchając ich obu w stronę walczącej klaczy.
Offline
-Jesteś niezbyt delikatna - oznajmiłem do pchającej mnie Miney.
Nie było odpowiedzi.
Szefowi chyba też za bardzo to się nie podobało.
-No dobrze... Klejnoty, do mnie! Pomóżcie mi. Damy radę go pokonać! - krzyknęła Wiola pełna zapału.
Sombra zaśmiał się. Nie wierzył w naszą magię. Prawdę mówiąc ja tak pośrednio wierzyłem, że się uda.
Wiola stanęła naprzeciw niego.
Promienie z naszych klejnotów wycelowały w Wiolę, której korona zaczęła się świecić.
Tęczowe światło otoczyło Sombrę, który był na tyle zdziwiony, by nie móc odeprzeć ataku.
Unieśliśmy się w górę, poprzez magię, która biła z naszych klejnotów.
Mroczny król zaczął rozpływać się w powietrzu. Sądzę, że to dobry znak.
Oczy Wioli zaświeciły białym, oślepiającym światłem.
W tym momencie tęcza przybrała na sile i Sombra rozpłynął się w powietrzu.
Wszyscy momentalnie spadliśmy na ziemię. Znaczy... Nie wszyscy, bo Szef i Miney unieśli się w górę.
Wiola straciła przytomność i zaczęła spadać. Była najwyżej z nas, więc mogłaby sobie coś zrobić.
Błyskawicznie, niczym Rainbow Dash podleciałem i złapałem ją w locie.
Złapać... źle określone...
Nieumiejętnie ją złapałem i mocno przywaliłem w ziemię.
Ale sądzę, że nic mi nie będzie.... Ważne, że ją uratowałem...
Offline
Lirimaer
-Fuu... -parsknęłam, wciągając w płuca niechcący szary pył. Pozostałości Sombry... -Bleh! -chrząknęłam, lądując na ziemi. Dobrze że to zrobiłam, bo już po chwili wymiotowałam na pastelową ziemię... No pięknie - ja wymiotuję, Skipper ma powybijane zęby, Wiola zemdlona, Kowalski przygrzmocił w ziemię, Rico też zaliczył glebę a Szeregowy patrzy i chyba też zaraz zwymiotuje...
-Dobra, jedziemy z tym koksem. Koniec poniaczy. -stęknęłam, po czym skupiłam się i przeniosłam wszystkich do normalnego świata. Bleeeeh... Gdy tylko wróciłam do postaci pingwina rzuciłam się do okna, żeby nie pobrudzić dywanu. Biedni ludzie na dole.... Zresztą nevermint.
================================
Ech, nienawidzę zmieniać postaci. Zresztą kucyki... totalnie nieodpowiednie dla komandosa. -Bleh. -stęknąłem, rejestrując Miney wychylającą się przez okno. Po chwili dołączyłem do niej, nie zwracając uwagi na krew cieknącą z dzioba. Niby nie miałem zębów, ale krwotok pozostał...
Offline
Obudziłam się. Leżałam na Kowalskim. Biedny, chyba sobie coś zrobił...
Zaraz... Jesteśmy chyba w moim domu...
-Ej, a gdzie Julian? - zapytałam.
Wszyscy zebrani jęknęli.
Offline
Lirimaer
-CO?! -wrzasnęłam, przestając wymiotować. -No dobra... -stęknęłam, widząc że lemura tu nie ma. -Ja tam wracam, wy się leczycie, przyciągam tu Julka a potem biorę coś na wymioty... -prychnęłam, powstrzymując kolejną falę wymiocin. Po tych słowach przeniosłam się do świata poniaczy. Hehe, pewnie reszta główkuje teraz jak pingwin może wędrować między światami... Miałam jednak pewien dżings, który pozwolił mi wrócić do Equestrii. Powlokłam się łąką, pilnie rozglądając się za szarym kucykiem. Ech, życie...
Offline
-Dobrze... Spróbuję wszystko doprowadzić do porządku... - powiedziała cicho.
-Kotku, wstawaj!! - wrzasnęłam trząchając na wpół przytomnym pingwinem.
-Rico, ty też! - krzyknęłam do psychopaty.
-Kotku, ja chcę być kucykiem!!! - wydarłam się najgłośniej jak umiałam.
-Ty chyba nie chcesz teraz tam...
-Chcę! - warknęłam na pingwina.
Offline
Lirimaer
-Jak dorwę tego lemura to mu chyba nogi powyrywam... -mruknęłam, galopując przez Las Everfree. Jak go tu nie znajdę przed zmierzchem, zjedzą mnie Patykowilki... -Julian!!! -ryknęłam, widząc w pewnym momencie szarą sierść. -Ty lemurze przebrzydły!! Choć tu zaraz, ale już!!!
Offline
-Nie ośmielisz siem mnie rozkazywać. Jestem królem. I zagarniam sobiem do panowaniam to miejsce - powiedziałem i odbiegłem.
szalona baba pobiegła za mną, co i raz strzelając jakimiś światełkami z rogu.
Offline
Lirimaer
-JULIAN!!!! -wrzasnęłam aż zatrzęsły się drzewa. Po czym popędziłam za szalonym lemurem, nawalając z rogu ile sił. Nagle przypomniało mi się że mam skrzydła... Uniosłam się w powietrze, od razu go doganiając. -Słuchaj, tu nie jest bezpiecznie... -ale nie słuchał. Nagle przyszedł mi do głowy genialny pomysł. -Królu! Jak Król może chcieć tu zostawać? Przecież tutaj nie ma żadnych mango!
Offline
-Och nie! Co ja zrobiem bez mego mango? Chyba się spłaczę, jak jakiś Mort! Nie, nie będę płakać... Chcę do domu i mango! - krzyknąłem.
Offline
Lirimaer
-Okej. -wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. -Chodź. -po czym przeniosłam nas do normalnego świata. Oczywiście zaraz po przemianie... *bleeeeh*
Offline
Wiola nadal mnie męczyła.
-Kowalskiii!!! Ja chcę do kucyków!! Chcę!!! - i zaczęła piszczeć.
Wszyscy, oprócz rzygającej Miney i Skippera spojrzeli na nas.
Offline